Przepraszam tych co czytają tego bloga, ale ten rozdział wstawiam by zaspokoić wasz "głód" na ok. miesiąc. Tak, dobrze widzicie - MIESIĄC. Niestety złamałam rękę i spowolniło mi się dosłownie całe życie, ale obiecuje, że po tym miesiącu was nie zawiodę. Pewnie już wcześniej zauważyliście zakładkę "BOHATEROWIE", teraz już możecie zobaczyć kto będzie występować. A teraz zapraszam do czytania.
Środa. Jak ja nienawidzę tego dnia! Już nie chodzi o to, że do szkoły mam na 8 bo osobiście lubię wcześnie wstawać. To już nie ma nic wspólnego z tym, że za oknem jest 6 stopni. Tu chodzi o coś bardziej poważnego - zaczynam geografią. Jak by mało było nieszczęścia jak na jeden dzień to mam jeszcze fizykę! No nic innego tylko się pochlastać! Dobra, dość już tego mojego narzekania. Dziś dzień jak co dzień, idę do szkoły, rodzice do pracy ale dziś będzie inaczej, a wiecie dla czego? Bo mam urodziny! Tak, w końcu nadszedł ten dzień, na który czekałam aż 365 dni! Za dwa tygodnie rozpoczynają się święta, a to oznacza, że już za niecałe pięć dni wykorzystam swój prezent urodzinowy. Czyli razem z Oliwią i Adą na całe święta wylatujemy do Londynu do mojego kuzyna Kelly'ego.
-Olek, ile można na ciebie czekać. Pospiesz się bo Gruszczewska znów się na nas uweźmie!- oho, Ada już się niecierpliwi.
-Też ciebie kocham, dawaj buziaka Olli. Mamo my już idziemy pa.- rzuciłam na odchodne. Droga do szkoły minęła bardzo powoli gdyż żeby się dostać do budynku to jazda autobusem zajmuje nam 20 minut, horror! Zatłoczone autobusy w godzinach szczytu - kocham to! Lekcje jak zawsze mijają wolno, a dzisiaj to już moje nerwy sięgnęły szczytu! Fizyka, tak dzisiaj dostałam kolejną pałę! Na pocieszenie mogę powiedzieć, że prawie cała szkoła dzisiaj składała mi życzenia. To naprawdę miłe. I był dzisiaj wf, uwielbiam tą lekcje, a szczególnie w takie dni gdy mogę się wyżyć i odstresować. Po skończonych lekcjach razem z moimi pysiaczkami poszłyśmy do dziewczyn z bursy (bohaterka chodzi do szkoły z bursą) gdyż dzisiaj mamy siłkę i saunę, więc szkoda marnować czas na dojazd do domu i z powrotem do szkoły.
-Dziewczyny, to jest chyba najlepsze miejsce w tej szkole.
-Oliwia, Ty się lepiej zajmij bieżnią bo zaraz wylądujesz na ziemi kartoflu hahaha.- w pół zgięta śmiała się Ada na rowerku.
-Ha, ha, ha Ty tam lepiej się za bardzo nie spoć przy okazji.- no tak Oliwia zawsze musi mieć dziwną odpowiedź, być na siłowni i wyjść z niej w nienaruszonym stanie. - Z resztą nie wiem jak wy, ale ja już się nie mogę doczekać tego wyjazdu.
-Oooo tak, nowe dupery. - I w tym oto momencie razem z Adą musiałam przybić piąteczkę.- Oluś jak ten twój kuzyn się nazywa?
-Kelly i zapomnij o tym, że pozwolę ci poznać jakiegokolwiek z jego kumpli. Jesteś za młoda dzieciaku.
-O odezwały się dorosłe, foch dosłownie!- żachną się rudzielec - Jesteś niecałe 2 tygodnie starsza, a już się wymądrzasz.
-Ruda, przypominam ci, że ja jestem starsza od ciebie o prawie rok, więc zachowuj się w otoczeniu doroślejszych i dojrzalszych.
- Tak Oliwia wiemy, że to Ty jesteś tą starszą, mądrzejszą i w ogóle naj.- zawsze uwielbiałam jak się tak wymądrzała, wtedy robiła taką śmieszną minkę- A tak na marginesie słonce Kelly ma 26 lat więc rzeczywiście jest trochę dla ciebie za stary, nie sądzisz?
-No powiedz, że chciała byś mnie w rodzinie. - moje spojrzenie mówiło w tej chwili wszystko, a raczej może to jednak było zażenowanie- moje kondolencje tak na przyszłość jak już zamierzasz wejść do Chruszczewskich.
-Ej wiesz Ola to wcale nie głupi pomysł, no bo popatrz jeżeli poznamy tego twojego kuzyna to z jego znajomymi będzie już z górki, a przecież chyba jest lepiej się odezwać do ludzi niż siedzieć jak ten wieprz na talerzu.- Zagaiła Oliwia tym razem już z rowerka. - I przy okazji ja z Adkiem będziemy miały okazję doszlifować swój angielski.
- Nie wiem zobaczymy, uprzedzam on naprawdę będzie miał mało czasu na zajmowanie się nami, wiecie praca tego wymaga.
-Dziewczyny dość już tego pocenia się, teraz zmykamy do sauny. - nauczycielka zajrzała do naszej trójki i poszła otwierać nam " piekarnik".
I tak 15 minut minęło na rozkoszy w niebiańskim pomieszczeniu. Razem z dziewczynami szybko poszłyśmy pod zimne prysznice, a po małym odświeżeniu zaczęłyśmy się wycierać i suszyć włosy. Po 20 minutach byłyśmy już gotowe do wyjście, pożegnałyśmy się z nauczycielką u udałyśmy się na przystanek w ciszy. Dziwne. Pewnie dziewczyny już są myślami w Londynie. Całą drogą powrotną przemilczałyśmy, ja zajęłam się moimi słuchawkami i telefonom, Oliwie sms'owanie, a Ada jak to Ada obczajała wszystkich chłopaków w autobusie. Na ostatni przystanku wysiadłyśmy wszystkie trzy i się pożegnałyśmy. Nagle poczułam wibracje w torbie.
- Pewnie mama chce wiedzieć gdzie już jestem.- pomyślałam- Dziwne nie znam tego numeru. Halo?
-Yyy to Ty
-Taak, ej ktokolwiek dzwoni niech przestanie robić sobie takie żarty, zrozumiano? A teraz pana żegnam. Do widzenia.- To było mega dziwne. Nie dla tego, że zadzwonił do mnie ktoś nie znany, a dla tego, że ten facet mówił po angielsku! - Pewnie pomylił numery.
-Antek co tak długo?
-Tak tato, bo nie ma to jak miłe przywitanie tuż po przekroczeniu progu.- uwielbiam dosłownie tego człowieka.
-No chodź tu słoneczko do mnie. Wszystkiego najlepszego, spełnienia wszelakich marzeń, dobrego życia, fajnego chłopaka...
-Tatoo! - widząc karcące spojrzenie rodzica z powodu przerwania mu jego wywodu, pozwoliłam mu dokończyć machając ręką.
-No więc na czym to ja skończyłem? A tak na zięciu, by ci się powodziło w życiu i miała jak najmniej zmartwień. Wiem, że pewnie dzisiaj każdy ci dzisiaj to mówił... Ola czy Ty płaczesz?
-Tato to prawda, że wiele osób mi dzisiaj to mówiło ale twoje życzenia są prawdziwe i to jest najpiękniejsze.- w tym momencie nie miałam siły wypowiedzieć nawet najmniejszego słowa. Po prostu płakałam, ryczałam jak małe dziecko ale to ze szczęścia. Stałam tak co najmniej 3 minuty przytulona do taty. Gdy mama zobaczyła ten widok szybko pobiegła po aparat, by uwiecznić ten jak to ona twierdzi "przeuroczy" widok.
Po kolacji poszłam do swojego pokoju, dzisiaj byłam mega padnięta, a już nie mówię o tym dziwnym telefonie. No nie wytrzymam. Muszę zadzwonić lub chociaż napisać do Kelly'ego. O jak miło, odebrałam szybko połączenie ze skype'a.
- Cześć krasnoludku.
-Nie jestem krasnoludkiem Severide! Mam całe 172 centymetry.- tak my i te nasze kłótnie ale to nie moja wina, że on taki wielki.- Cóż to się stało, że dzwonisz do mnie o takiej porze? I gdzie Ty w ogóle jesteś, że tak szaro?
-No to się nie domyślasz? Trzeba przecież życzenia złożyć mojemu skrzatowi. - jak ja nienawidzę tego jego perfidnego uśmieszku, grrrr.
-Dziękuję, ale i tak nie wybaczę ci tego skrzata, Kelly do póki pamiętam, dzwoniłeś Ty może dzisiaj do mnie?
-No przecież dzwonie. - face palm z mojej strony dosłownie.- Dobra rozumiem, że nie chodzi ci o skype. Nie nie dzwoniłem, a o co się rozchodzi, hmm?
-Nic takiego po prostu jak wracałam dzisiaj z siłowni to dzwonił jakiś nieznany numer i zaczął gadać po angielsku. Dobra nie zawracam ci głowy, Ty lepiej opowiadaj jak dzisiaj w pracy.
-W robocie jak w robocie. Herrmann dzisiaj znów został ojcem, Shay zerwała dzisiaj z dziewczyną, a my dzisiaj byliśmy w więzieniu i trochę gorąco było nie powiem. Och widzę , że ktoś już ziewa. Dobra misiek ja kończę bo i tak przecież za 4 dni już widzimy. Pozdrów tam ciocie i wujka. Pa smerfie.
-Jasne, czekaj co Ty powiedziałeś? Nie wybaczę ci tego.- niestety ostatniego zdania już nie usłyszał gdyż menda się rozłączyła. No nic, ale rzeczywiście późna już pora, a ja znów mam na 8.